poniedziałek, 5 czerwca 2017

K R Ó L

„– Chcę być królem tego miasta – odpowiedział wolno, po namyśle, oddzielając starannie każde słowo. – I będę królem tego miasta”.
{FRAGMENT POWIEŚCI}


            Burzliwe lata trzydzieste XX wieku. Dwie Warszawy, niczym dwa osobne światy, okazujące sobie obojętność, niekiedy pałające nienawiścią. Szantaże, zwroty akcji, romanse i gwałty. Codzienne życie pięknego żydowskiego boksera i gangstera Jakuba Szapiry,  zupełnie niepięknego mafiosa Kuma Kaplicy i młodego żydowskiego chłopca Mojżesza Bernsztajna. A to zaledwie powierzchnia nowej powieści Szczepana Twardocha.

            Czterdzieści lat później, w Tel Awiwie (czy na pewno?), emerytowany żołnierz Mosze Inbar pochyla się nad maszyną do pisania, by powrócić do wieczoru, w którym po raz pierwszy ujrzał na ringu zuchwałego i niezmiernie pewnego siebie boksera. Lektura przenosi czytelnika do roku 1937, ostatnich przedwojennych chwil II Rzeczypospolitej, z której Twardoch wywleka  wszystko to, co najbardziej brudne i unurzane w złu. W sumie – czy naprawdę w złu? Może to tylko brutalnie ponura rzeczywistość? Autor nie pozostawia żadnej nadziei. Szapiro, Kaplica, Bernsztajn, Śmigły-Rydz, pułkownik Koc, Ryfka Kij, Sławoj-Składkowski, Piasecki… Słabi, odarci z nadziei i marzeń, zagubieni, złamani, podli, zawzięci. Wszyscy siebie warci i wszystkich pochłania świat Twardocha, królowanie trwa zaledwie chwilę, a każdego króla czeka marny koniec. Nie ma strony dobrej, tej, która ma rację, która walczy o sprawę słuszną. Zresztą pojęcie „słusznej sprawy” nie istnieje.

            W Królu nad miastem krąży kaszalot, łypa płonącym wzrokiem i pojawia się wszędzie tam, gdzie króluje zło. Nazwanie go fatum to czysty banał. Kaszalot nosi imię Litani. Zdaje się być odwróceniem opowieści o biblijnym wielorybie, który pochłania Jonasza i wypluwa go po trzech dniach i trzech nocach, aby ten ocalił Niniwę przed gniewem bożym. Litani natomiast pochłania, mieli i nie pozostawia nic.

„Król” jest powieścią wyjątkową, bardzo dopracowaną i dojrzałą. Na uwagę na pewno zasługuje język - barwny, soczysty, idealnie wpasowujący się w opisywane środowisko. Narrator Twardocha osiągnął wyższy poziom, sposób w jaki autor rozwija akcję i wszystkie triki, które stosuje sprawiają, że czytelnik jest wchłaniany, trudno jednoznacznie stwierdzić, czy przez fabułę czy przez ogromnego, latającego kaszalota…