Dwudziesty piąty października, Teatr Powszechny w Radomiu, godzina
osiemnasta i moje pierwsze spotkanie z Gombrowiczem (w reżyserii Omara Sangare)
podczas XII edycji Międzynarodowego Festiwalu Gombrowiczowskiego.
Pierwszy, napisany jeszcze przed wojną, w 1935 roku, dramat Gombrowicza - "Iwona, księżniczka
Burgunda" – to sceniczna groteska i
zarazem satyryczny obraz społeczeństwa. Świat stworzony przez Gombrowicza jest
groteskowy, śmieszny i zarazem tragiczny. Centralną postacią dramatu jest
małomówna, nieatrakcyjna Iwona, która po zaręczynach z Księciem Filipem zaczyna
skupiać na sobie uwagę całego, ściśle zhierarchizowanego dworu. Tytułowa Iwona
to istota prześwietlająca, szczere zwierciadło otoczenia – jest jak lustro podstawione zarówno Królowi
Ignacemu, Królowej Małgorzacie, całemu dworowi, nie mówiąc już o Księciu
Filipie. Lustro, które obnaża nieautentyczność, obala wszystkie pielęgnowane
kłamstwa – odżywają i wychodzą na jaw ich skrywane instynkty i najgłębsze
tajemnice. Interesującym zabiegiem, jaki zastosował reżyser było zaangażowanie
w przedstawienie postaci Iwony dwóch aktorów – mężczyznę i kobietę. Podkreśliło
to brak definicji i ram, w które można by było wpisać bezkształtną, nieforemną
Iwonę. Milczenie staje się dla niej formą obrony oraz skutecznym środkiem
manipulacji.
Niedorzeczność sytuacji, jaką stwarza
samą swoją obecnością niemrawa, ofermowata, milcząca Iwona, prowokuje każdego
do gestu samoobrony lub agresji, a gest ten pociąga za sobą gesty następne, już
nieuniknione, choć coraz bardziej niedorzeczne.
Jedynym wyjściem z sytuacji staje się eliminacja "bezformia", które psuje dobrze działający mechanizm dworski. Nikt nie ma wątpliwości - Iwonę trzeba zabić. Nie można jednak zabić tak po prostu, trzeba znaleźć "formalne" uzasadnienie morderstwa zgodne z etykietą i zasadami cywilizowanego państwa prawa - zabić obłudnie. Iwona ginie więc jakby przez przypadek podczas precyzyjnie wyreżyserowanej uczty, kiedy na skutek własnej niezgrabności dławi się rybią ością karasia w śmietanie.
Jedynym wyjściem z sytuacji staje się eliminacja "bezformia", które psuje dobrze działający mechanizm dworski. Nikt nie ma wątpliwości - Iwonę trzeba zabić. Nie można jednak zabić tak po prostu, trzeba znaleźć "formalne" uzasadnienie morderstwa zgodne z etykietą i zasadami cywilizowanego państwa prawa - zabić obłudnie. Iwona ginie więc jakby przez przypadek podczas precyzyjnie wyreżyserowanej uczty, kiedy na skutek własnej niezgrabności dławi się rybią ością karasia w śmietanie.
Daniel Olbrychski był zdecydowanie najbardziej
znaną twarzą spoglądającą na nas ze sceny. W przedstawieniu wystąpiła również Barbara
Wrzesińska oraz niebywale zdolni studenci warszawskiej Akademii Teatralnej. Trzeba przyznać, że reżyser mocno
uwspółcześnił utwór Gombrowicza.
Światło odgrywa w tym spektaklu bardzo
ważną rolę, tworzy niesamowity klimat tajemnicy, mroku, zagadki. Choć nie
tylko, bo w pierwszej części widz ma wrażenie, że jest na dyskotece w jednym z
warszawskich klubów. Myślę, że przedstawienie Princess Ivona w reżyserii Omara Sangare wypadło
bardzo dobrze, choć tekst dramatu został bardzo okrojony. Być może był to podstawowy
zabieg zastosowany przez reżysera, aby zachęcić młodego widza nowoczesną i lekkostrawną formą?






