niedziela, 23 października 2016

Przemijanie...

Wielki artysta. Twórca ważny nie tylko dla polskiego, ale również światowego kina. Współtwórca polskiej szkoły filmowej. Kultowy reżyser teatralny i filmowy. Senator w przełomowych latach 1989-1991. Laureat kilkudziesięciu nagród filmowych i nie tylko, zdobywca specjalnego Oskara – dzisiaj jest już legendą. Andrzej Wajda.




Z pewnością można stwierdzić, że twórczość tego wybitnego człowieka towarzyszyła pokoleniom. Każdy, mógł na jego dzieła patrzeć z innej perspektywy, rozważać je pod innym aspektem – tym według mnie, cechuje się prawdziwa sztuka, kiedy za każdym razem możemy odkryć coś na nowo. Choć Andrzej Wajda już za życia był bez wątpienia jednym z największych twórców światowego kina, to myślę, że niezwykłe dziedzictwo jakie po sobie pozostawił, w pełni doceniamy dopiero teraz - kiedy tego wielkiego artysty nie ma już z nami.

Z twórczością Andrzeja Wajdy zetknęłam się na różnych etapach mojego życia. Do pewnych pozycji z przyjemnością wracałam, niektóre odkryłam całkiem niedawno. Jednakże każda nich, mniej lub bardziej utytułowana, ukazuje olbrzymi talent i niesamowitą osobowość autora, dlatego też, każde moje spotkanie z jego dziełami utkwiło mi w pamięci i obfitowało w wiele doświadczeń.




„Pan Tadeusz” – wielka i niezwykła adaptacja epopei Adama Mickiewicza, którą z pewnością uznać można za dzieło. Dzieło zdecydowanie najwyższych lotów. Wajda ukazując narodowa tradycja i jej mity w krzywym zwierciadle, paradoksalnie stworzył ciepły, znakomicie oddający klimat Mickiewiczowskiego eposu film, który zachwycił i zachwyca do dziś. „Zemsta” to kolejna rewelacyjna adaptacja ważnej pozycji w historii polskiej literatury – dzieła Aleksandra Fredry, którą Wajda zekranizował. Spotkałam się z nią podczas omawiania lektury jeszcze w gimnazjum i oczarowała mnie ona niebywałą lekkością i pozostała w mojej pamięci przede wszystkim ze względu na rewelacyjne kreacje aktorskie, a szczególnie Romana Polańskiego i jego, jakże „muzykalnie” wykonaną piosenkę „Oj kot”.

Po wielu latach cenzuralnych ograniczeń, a po 1989 roku - prób stworzenia odpowiedniego scenariusza, Wajdzie udało się w końcu podjąć temat zbrodni i kłamstwa katyńskiego. W 2007 roku nakręcił "Katyń" - chyba najbardziej osobisty film w całej swojej twórczości. W wywiadzie z Tadeuszem Lubelskim powiedział: "To była opowieść o mojej matce. Moja matka była ofiarą kłamstwa katyńskiego, a ojciec był ofiarą zbrodni katyńskiej. Trudno było w pierwszym filmie na ten temat nie pokazać jednego i drugiego. Nie bardzo mogłem sobie wyobrazić inne rozwiązanie.". Piotr Wojciechowski tłumaczył sens tego zabiegu: "Losy mężczyzn opowiada ten film przez kobiety - ich tęsknotę, złudzenia, cierpienie, rozpacz, wierność. Jednym z najważniejszych zadań reżyserskich twórcy 'Katynia' było harmonizowanie ról męskich, dźwigających opowieść o historii, z rolami kobiet - wcielających mit." "Katyń" był dystrybuowany w wielu krajach Europy, także w Ameryce - czego wyrazem była nominacja do Oscara w kategorii "Najlepszy film nieanglojęzyczny". Katyń nie tylko ożywił na nowo temat sowieckiego mordu, ale przede wszystkim uświadomił, jak wielki wpływ miało to wydarzenie na powojenna historię Polski.

Kiedy byłam jeszcze dzieckiem i nie do końca rozumiałam prawdziwe oblicze i sens dzieła, spotkałam się z „Człowiekiem z marmuru” -  filmie przedstawiającym obraz kraju w okresie stalinowskim i sytuację polityczną lat siedemdziesiątych. Dopiero powracając do niego całkiem niedawno, doceniłam jego niezwykłą wartość. "Człowiek z marmuru", jak to ujął Waldemar Piątek "Pokazuje tragedię ludzi, którzy uwierzyli w sens komunistycznych przemian i zostali przez system zniszczeni. Jest drwiną z mechanizmów biurokratycznych autorytarnego systemu.”.




Ważnym, jednym z nowszych projektów Wajdy był film "Wałęsa” - opowiadający o Lechu Wałęsie jako przywódcy politycznym, ale też człowieku prywatnym - mężu i ojcu. Okazał się on najlepszym filmem reżysera od wielu lat. Po światowej premierze filmu na festiwalu w Wenecji, recenzent rosyjskiego "Moskowskiego Komsomolca" pisał: "Tak wielkich filmów o czasach socjalizmu raczej już nigdy nie zobaczymy” i dodawał: "Andrzej Wajda ma 87 lat. To zadziwiające, że jest w stanie udźwignąć tak potężny projekt reżyserski, wymagający sił i energii. (…) Wajda żyje tym tematem. Nie potrafi nie kręcić filmów o tym, co przeżył".

Andrzej Wajda w swojej karierze zekranizował nie tylko wiele kultowych, kanonicznych wręcz powieści, ale kilka opowiadań. Ekranizacja „Panien z wilka” (Jarosława Iwaszkiewicza) która przyniosła Wajdzie kolejną nominację do Oscara, niesamowicie oddała ważną, życiową prawdę – żeby żyć pełnią życia, brać z niego garściami, by powracając do przeszłości nie żałować swoich decyzji, dokonań, niespełnionych marzeń, miłości. Ruben, główny bohater, w którego rolę wcielił się Olbrychski, ukazany został jako tragiczny, zniewolony własnym niespełnieniem mężczyzna, krzywdzący zarazem bliskich mu ludzi. Jest to jeden z najpiękniejszych obrazów filmowych, jakie poznałam. Szczególnie, w kunszcie filmowym Wajdy, w tym dziele, urzekła mnie niesamowita głębia barw, światła, oddanie ducha międzywojnia, wyjątkowe kadry… Andrzej Wajda stworzył coś wyjątkowego – wspaniały obraz ludzkiego przemijania…




A teraz sam przeminął.. Jednak jego dziedzictwo, towarzyszące nam już przez pokolenia, zostanie na zawsze. To co wyraził w swojej twórczości – swój talent, osobowość, emocje, uczucia, wizje otaczającego go (i nas) świata nie przeminie nigdy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz