Do sztuki podchodzę jak dziecko – albo coś mnie chwyta za
serce albo nie. Nieistotne są opinie krytyków, recenzje i to, jak definiowana
jest twórczość danego artysty. Po prostu muszę „to” poczuć. Być może jestem
ignorantką, abderytą, ale uważam, że zmuszanie się do czegoś, czego nie
czujemy, tylko robimy bo tak wypada, to czysta hipokryzja. A nieszczerość, tym
bardziej wobec siebie samej, to ostatnia rzecz jakiej chciałabym doświadczyć.
Życie jest ulotne. Zwykle nie zastanawiamy się głębiej nad
jego sensem, naszymi uczuciami, emocjami. Mówi się, że nie ma na to czasu.
Wszystko jednak ma znaczenie. Kultura ma znaczenie. Sztuka ma znaczenie. Teatr
ma znaczenie.
Czym był teatr kiedyś a co znaczy dla nas dziś? Po co nam
teatr? Po co mi teatr? Rozważając te pytania, dochodzę do smutnych, wręcz
niepokojących wniosków. Jak to się stało że ze sfery świętości, religijności,
określonego przez Arystotelesa w „Poetyce” katharsis doszliśmy tu, gdzie sztuka
jest dla sztuki, mało w niej treści i przekazu, a my „zabodźcowani” popkulturą,
mamy klapki na oczach i nie potrafimy dostrzec i wybrać tego co ważne?
Myślę, że teatr jest po to, aby odkrywając bohaterów, móc
odkryć samego siebie. Wybrać się na poszukiwania własnego ja, swojego miejsca,
uczuć, emocji, gdyż teatr jest właśnie ich kumulacją. Choć cytując Zbigniewa
Wodeckiego „Wolno rolę odegrać i wyjść, Nie musimy zabierać jej w życie” to myślę że te
słowa, także dają wiele do myślenia:
„Teatr
Uczy nas żyć,
Życie nas uczy udawać”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz