Wielki artysta. Twórca ważny nie tylko dla
polskiego, ale również światowego kina. Współtwórca polskiej szkoły filmowej.
Kultowy reżyser teatralny i filmowy. Senator w przełomowych latach 1989-1991. Laureat
kilkudziesięciu nagród filmowych i nie tylko, zdobywca specjalnego Oskara –
dzisiaj jest już legendą. Andrzej Wajda.
Z pewnością można stwierdzić, że twórczość tego
wybitnego człowieka towarzyszyła pokoleniom. Każdy, mógł na jego dzieła patrzeć
z innej perspektywy, rozważać je pod innym aspektem – tym według mnie, cechuje
się prawdziwa sztuka, kiedy za każdym razem możemy odkryć coś na nowo. Choć
Andrzej Wajda już za życia był bez wątpienia jednym z największych twórców
światowego kina, to myślę, że niezwykłe dziedzictwo jakie po sobie pozostawił,
w pełni doceniamy dopiero teraz - kiedy tego wielkiego artysty nie ma już z
nami.
Z twórczością Andrzeja Wajdy zetknęłam się na
różnych etapach mojego życia. Do pewnych pozycji z przyjemnością wracałam,
niektóre odkryłam całkiem niedawno. Jednakże każda nich, mniej lub bardziej
utytułowana, ukazuje olbrzymi talent i niesamowitą osobowość autora, dlatego
też, każde moje spotkanie z jego dziełami utkwiło mi w pamięci i obfitowało w
wiele doświadczeń.
„Pan Tadeusz” – wielka i niezwykła adaptacja epopei Adama
Mickiewicza, którą z pewnością uznać można za dzieło. Dzieło zdecydowanie
najwyższych lotów. Wajda ukazując narodowa tradycja i jej mity w krzywym
zwierciadle, paradoksalnie stworzył ciepły, znakomicie oddający klimat
Mickiewiczowskiego eposu film, który zachwycił i zachwyca do dziś. „Zemsta” to kolejna
rewelacyjna adaptacja ważnej pozycji w historii polskiej literatury – dzieła Aleksandra
Fredry, którą Wajda zekranizował. Spotkałam się z nią podczas omawiania lektury
jeszcze w gimnazjum i oczarowała mnie ona niebywałą lekkością i pozostała w mojej
pamięci przede wszystkim ze względu na rewelacyjne kreacje aktorskie, a szczególnie
Romana Polańskiego i jego, jakże „muzykalnie” wykonaną piosenkę „Oj kot”.
Po wielu latach cenzuralnych ograniczeń, a po 1989
roku - prób stworzenia odpowiedniego scenariusza, Wajdzie udało się w końcu
podjąć temat zbrodni i kłamstwa katyńskiego. W 2007 roku nakręcił "Katyń" - chyba najbardziej
osobisty film w całej swojej twórczości. W wywiadzie z Tadeuszem Lubelskim
powiedział: "To była opowieść o
mojej matce. Moja matka była ofiarą kłamstwa katyńskiego, a ojciec był ofiarą
zbrodni katyńskiej. Trudno było w pierwszym filmie na ten temat nie pokazać
jednego i drugiego. Nie bardzo mogłem sobie wyobrazić inne rozwiązanie.".
Piotr Wojciechowski tłumaczył sens tego zabiegu: "Losy mężczyzn opowiada ten film przez kobiety - ich tęsknotę,
złudzenia, cierpienie, rozpacz, wierność. Jednym z najważniejszych zadań
reżyserskich twórcy 'Katynia' było harmonizowanie ról męskich, dźwigających
opowieść o historii, z rolami kobiet - wcielających mit." "Katyń" był dystrybuowany w wielu krajach
Europy, także w Ameryce - czego wyrazem była nominacja do Oscara w kategorii
"Najlepszy film nieanglojęzyczny". Katyń nie tylko ożywił na nowo
temat sowieckiego mordu, ale przede wszystkim uświadomił, jak wielki wpływ
miało to wydarzenie na powojenna historię Polski.
Kiedy byłam jeszcze dzieckiem i nie do końca
rozumiałam prawdziwe oblicze i sens dzieła, spotkałam się z „Człowiekiem z marmuru” - filmie przedstawiającym obraz kraju w okresie
stalinowskim i sytuację polityczną lat siedemdziesiątych. Dopiero powracając do
niego całkiem niedawno, doceniłam jego niezwykłą wartość. "Człowiek z
marmuru", jak to ujął Waldemar Piątek "Pokazuje
tragedię ludzi, którzy uwierzyli w sens komunistycznych przemian i zostali
przez system zniszczeni. Jest drwiną z mechanizmów biurokratycznych
autorytarnego systemu.”.
Ważnym, jednym z nowszych projektów Wajdy był film "Wałęsa” - opowiadający o Lechu
Wałęsie jako przywódcy politycznym, ale też człowieku prywatnym - mężu i ojcu. Okazał
się on najlepszym filmem reżysera od wielu lat. Po światowej premierze filmu na
festiwalu w Wenecji, recenzent rosyjskiego "Moskowskiego Komsomolca"
pisał: "Tak wielkich filmów o
czasach socjalizmu raczej już nigdy nie zobaczymy” i dodawał: "Andrzej
Wajda ma 87 lat. To zadziwiające, że jest w stanie udźwignąć tak potężny
projekt reżyserski, wymagający sił i energii. (…) Wajda żyje tym tematem. Nie
potrafi nie kręcić filmów o tym, co przeżył".
Andrzej Wajda w swojej karierze zekranizował nie
tylko wiele kultowych, kanonicznych wręcz powieści, ale kilka opowiadań. Ekranizacja
„Panien z wilka” (Jarosława Iwaszkiewicza)
która przyniosła Wajdzie kolejną nominację do Oscara, niesamowicie oddała
ważną, życiową prawdę – żeby żyć pełnią życia, brać z niego garściami, by powracając
do przeszłości nie żałować swoich decyzji, dokonań, niespełnionych marzeń,
miłości. Ruben, główny bohater, w którego rolę wcielił się Olbrychski, ukazany
został jako tragiczny, zniewolony własnym niespełnieniem mężczyzna, krzywdzący
zarazem bliskich mu ludzi. Jest to jeden z najpiękniejszych obrazów filmowych,
jakie poznałam. Szczególnie, w kunszcie filmowym Wajdy, w tym dziele, urzekła
mnie niesamowita głębia barw, światła, oddanie ducha międzywojnia, wyjątkowe
kadry… Andrzej Wajda stworzył coś wyjątkowego – wspaniały obraz ludzkiego
przemijania…
A teraz sam przeminął.. Jednak jego dziedzictwo,
towarzyszące nam już przez pokolenia, zostanie na zawsze. To co wyraził w
swojej twórczości – swój talent, osobowość, emocje, uczucia, wizje otaczającego
go (i nas) świata nie przeminie nigdy.



