Szczerze
mówiąc, chyba nie natrafiłam jeszcze na książkę, która całkowicie zmieniłaby
mój punkt widzenia, zrewolucjonizowała moje życie, czy nagle otworzyła mi oczy
na rzeczywistość pod niedostrzegalnym wcześniej kątem. Zdecydowanie nie. Jednak
jest kilka tytułów które uważam za bardzo wartościowe, które wpłynęły z lekka
na mój odbiór świata, ludzi i relacji międzyludzkich.
Najważniejszy
z nich to „Buszujący w zbożu” J.D. Salingera. Po raz pierwszy zetknęłam się z
tą pozycją, przygotowując się do olimpiady z języka polskiego. I jest w niej
coś, co daje mi się zatracać, za każdym razem kiedy do niej powracam, potrafi
dogłębnie zawładnąć myślami, jeszcze na
długo po przewróceniu ostatniej kartki.
Myślę,
że w pewien sposób utożsamiam się z Holdenem, choć tak wiele nas różni. Coś
jednak działa na mnie jak magnes. Może to jego niezwykła bezpośredniość, może
lekkość z jaką mówi o sprawach zdecydowanie ciężkiego kalibru, może jego
prawdziwość i autentyczność w pełnym
kłamstwa i rozczarowań świecie? Całe to ścieranie się ideałów z
rzeczywistością, nieudolne próby znalezienia swojej roli w świecie, sprawiają
że stajesz się Holdenem. Jesteś buszującym w zbożu. Szukasz swojego miejsca tu
i teraz.
Mnie
„Buszujący” dał coś, czego nie znalazłam nigdzie indziej – poczucie pewnego
rodzaju bezpieczeństwa i ulgi, że w poszukaniu prawdziwego „ja” tak naprawdę
nie jest ważny sam wynik, bo jego możemy nie odkryć, lecz cała ta droga, którą
przebędziemy, wszystkie te doświadczenia o które staniemy się bogatsi. Rozwiał
też wszelkie obawy, czy warto w ogóle w tą drogę wyruszać. Dzięki temu nabrałam
pewności, że aby zrozumieć, musimy sami do tego dojść, jakkolwiek żmudne,
nużące czy też trudne by to było. Myślę, że każdy ma swoją własną drogę i
sposób na jej pokonanie. Tylko trzeba trochę „pobuszować”.
Źródło grafik: www.entertheroom.pl




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz